Płotek na Konopnickiej

konopnickiej01j

Oto ulica Marii Konopnickiej na przedwojennym zdjęciu. Wtedy nosiła nazwę Freystrasse. Po prawej stronie u dołu widać ogrodzenie, którego współczesny wygląd pokazałem na jednym ze zdjęć w poprzednim wpisie. W centrum zdjęcia budynek dzisiejszej cerkwi prawosławnej. Może ktoś wie, co mieściło się tam przed wojną. Na szczycie widnieje jakiś napis, jednak jakość zdjęcia nie pozwala na jego odczytanie. Domek po lewej stronie dziś już nie istnieje, kamienica po prawej ma się dobrze.

konopnickiej02j

Spróbowałem powiększyć fragment ogrodzenia, lecz nie wyszło zbyt dobrze. Mam wrażenie, że wtedy między betonowymi słupkami był drewniany płotek i że pamiętam jeszcze takie ogrodzenia z dzieciństwa. Być może nie przy ul. Konopnickiej, może przy Gdańskiej.

4 myśli w temacie “Płotek na Konopnickiej”

  1. Witam! Co było przed wojną w budynku obecnej cerkwi – nie wiem. W latach pięćdziesiątych była tam sala „gimnastyczna” bodaj TPD.
    A na płotkach i lipach przy Konopnickiej upłynął kawał mojego dzieciństwa – gdy znajdę fotki z tamtych czasów, porozmawiam z Szanownym Autorem.

  2. Może wiesz co to były za budynki tzw „demokraty”?Moja rodzina też mieszkała na tej ulicy w latach 50 i coś obiło mi się o uszy.
    Przed wojną w dzisiejszej cerkwi mieścił się prawdopodobnie dom wspólnoty protestanckiej.

  3. Przepraszam, nie chcę być nieskromny, mógłbym o przedstawionym zakątku Ełku opowiadać przez kilkadziesiąt godzin, wszak tam
    upłynęła cała moja młodość… Od „zera” po „pełnoletność” 😉
    „Demokraty”… – tak „jadorze”, tak mówiło się o tym zakątku Naszego Miasta – nie potrafię odtworzyć w pamięci, dlaczego.
    Mógłbym opowiadać o codzienności rodzin tam mieszkających i o ówczesnym „sobie”, gdyby nie obawy, by nie naruszyć spokoju wielu tych, którzy odeszli, i setek tych, którzy są „ze mną”. Którzy nadal przebywają w Tym Mieście. Moim Mieście – tyglu Narodów.
    Mieście o tyle osobliwym, ponieważ w znaczącym odsetku jego pierwszymi mieszkańcami i „odtwórcami” byli rdzenni Warszawianie (tak, Warszawianie, nie znam tańca pn. warszawiak), którzy po powrotach z najróżniejszych zakątków Europy po „pożodze”, nie znaleźli nawet „kamieni” po własnych domostwach, a dodatkowo bardzo często poddawali się „samoskazaniu na banicję” unikając wyroków za „przynależność”.
    Ciekaw jestem, czy obecni Włodarze miasta mają w planach upamiętnienie dzieła stu kilkudziesięciu ludzi, którzy doń „napłynęli” w okresie luty – wrzesień 1945 r.
    Na razie tyle. Może odważę się kiedyś napisać więcej.

    Autorowi winien jestem przeprosiny za niesubordynację, co czynię niniejszym! – dotąd nie dotarłem do dziesiątek fotek z „tamtych lat”… wierzę, że dotrę.

    Pozdrawiam b. serdecznie Autora i „wizytatorów” 🙂

Dodaj komentarz