Archiwa kategorii: gadanie

2010 in review

Tak oto WordPress podsumował 2010 rok na moim blogu. Zachęcając mnie oczywiście do kontynuowania wpisów 🙂

 

The stats helper monkeys at WordPress.com mulled over how this blog did in 2010, and here’s a high level summary of its overall blog health:

Healthy blog!

The Blog-Health-o-Meter™ reads Wow.

Crunchy numbers

Featured image

About 3 million people visit the Taj Mahal every year. This blog was viewed about 26,000 times in 2010. If it were the Taj Mahal, it would take about 3 days for that many people to see it.

 

In 2010, there were 33 new posts, growing the total archive of this blog to 252 posts. There were 53 pictures uploaded, taking up a total of 16mb. That’s about 1 pictures per week.

The busiest day of the year was November 25th with 466 views. The most popular post that day was Koszary: zanim znikną.

Where did they come from?

The top referring sites in 2010 were ruciane-nida.org, pl.wordpress.com, elk.wm.pl, elk-lyck.blogspot.com, and facebook.com.

Some visitors came searching, mostly for elkiinnefoto, zamek w ełku, ełk, elk i inne fotografie, and lyck.

Attractions in 2010

These are the posts and pages that got the most views in 2010.

1

Koszary: zanim znikną June 2009
1 comment

2

Ełk w 1541 roku February 2009
1 comment

3

Gdańska April 2009
1 comment

4

Kreisaltersheim February 2010
6 comments

5

Wakacyjnie: Ciche vel Selment Mały June 2009
14 comments

Co mówi statystyka

…czyli licznik odwiedzin tego blogu? Mówi mi, żebym nie przesadzał z wpisami. Gdy jest ich niewiele, wzrasta oglądalność. Gdy zaś staram się i publikuję post za postem, Czytelnicy wydają się znudzeni. Zupełnie tego nie rozumiem, ale takie są fakty. W maju nie rozpieszczałem Was specjalnie, a wynik z całego miesiąca okazał się jednym z najlepszych w krótkiej historii tych zapisków. To trzeci miesiąc pod względem liczby odwiedzin, było ich ponad trzy tysiące. Wniosek z tego taki, że najlepiej byłoby zupełnie zaniechać wpisywania, a oglądalność rosłaby i rosła.

Wiersz o Ukrainie, a jakby o Mazurach

Tomasz Różycki

Spalone mapy

Dla J.B.

Pojechałem na Ukrainę, to był czerwiec
i szedłem po kolana w trawach, zioła i pyłki
krążyły w powietrzu. Szukałem, lecz bliscy
schowali się pod ziemią, zamieszkali głębiej


niż pokolenia mrówek. Pytałem się wszędzie
o ślady po nich, ale rosły trawy, liście
i pszczoły wirowały. Kładłem się więc blisko,
twarzą do ziemi i mówiłem to zaklęcie –


Możecie wyjść, już jest po wszystkim. I ruszała
się ziemia, a w niej krety i dżdżownice, i drżała
ziemia i państwa mrówek roiły się, pszczoły
latały ponad wszystkim, mówiłem wychodźcie,


Mówiłem tak do ziemi i czułem jak rośnie
trawa ogromna, dzika wokół mojej głowy.


Wiersz przepisałem z piątkowej „Gazety Wyborczej”. Gdy pokaże się w sieci, podlinkuję cały artykuł o Różyckim i o tym wierszu, który robi karierę w necie.

I słusznie, bo to znakomita poezja.

Muszę pomyśleć

Muszę pomyśleć, czy nadal blogować o Ełku.

Kiedy ponad rok temu zaczynałem, wydawało mi się, że trzeba dokumentować, jak miasto zmienia się i zmieniało na przestrzeni wieków. To dlatego pisałem o rozwoju terytorialnym miasta. Dlatego pisałem o generale Güntherze. Dlatego szukałem zdjęć i widokówek z początków XX wieku i próbowałem pokazywać, jak miejsca tam przedstawione wyglądają dziś. W ciągu tego roku odnalazłem, m.in. dzięki temu blogowi, co najmniej kilka miejsc w sieci, gdzie moi wirtualni znajomi robią to samo, ale znacznie lepiej.

Pierwsze z tych miejsc to forum Serce Mazur, do którego link znajdziecie po prawej stronie. To, co robią jego uczestnicy, nie tylko w zakresie wiedzy o Ełku, lecz o całych Mazurach, a właściwie nawet całych dawnych Prusach Wschodnich, przeszło moje najśmielsze marzenia. Wszystkich spragnionych tej wiedzy o historii naszego regionu odsyłam właśnie tam. Cieszę się ogromnie, że kilka osób, które dziś dzielą się swoimi historycznymi odkryciami na Sercu Mazur, trafiło tam, dzięki linkowi na mojej stronie.

Serce Mazur to także miejsce fantastyczne z innego powodu. Uczestnicy tego forum prezentują bardzo bliską mi postawę szacunku dla historii naszych stron. Nikt chyba tam nie upiera się, że Mazury to od wieków polskie ziemie. Wręcz przeciwnie — szanujemy ich niemiecką historię. Próbujemy ocalić ją od zapomnienia. Ja uważam, że to jest jedyny sposób, żeby tu żyć — trzeba oddać sprawiedliwość tym, którzy żyli tu przed nami. Nawet jeśli dali się omamić nazistowskiej ideologii. XX wiek był wiekiem ideologii. My, Polacy, też wpadaliśmy w jej sidła. „Zniewolone umysły” to także nasze doświadczenie historyczne, i to zniewolone zarówno ideologią komunistyczną, jak i narodową. Serce Mazur wolne jest od tego. I to jest wspaniałe.

Inne miejsce w sieci poświęcone naszemu miastu to blog Mirosława Podsiadłego. Link również po prawej stronie. Mirosław publikuje zdjęcia swoje i innych fotografów, którzy Ełk uczynili swoim obiektem w obiektywie. Konsekwentnie miejsce po miejscu, ulica po ulicy — autorzy tych zdjęć dokumentują wygląd miasta, a autor blogu uzupełnia ich i swoje obrazy widokami ze starych pocztówek i fotografii. Zaglądajcie tam koniecznie.

Mirosław jest też twórcą jednego z dwóch profilów na Naszej Klasie, poświęconych Ełkowi. Traficie na nie, wpisując w wyszukiwarce na nk Ełk Lyck. Tam też znajdziecie wiele zdjęć Ełku sprzed 30, 40 i więcej lat, zrobionych przez ełckich fotografów i fotoamatorów.

Jest też jeszcze jeden blog o Ełku. Jego adres podaje pucior (założyciel i administrator forum) na Sercu Mazur. Ja nie lubię ludzi, którzy się wymądrzają, uważają, że mają rację absolutną i nie chcą podejmować dyskusji, więc tego blogu nie polecam, ale mimo wszystko o nim informuję.

Cóż pozostaje dla mnie? Na pewno nie dociekanie historycznych szczegółów, na pewno nie bieżąca publicystyka, na pewno nie fotograficzna dokumentacja. Będę szukał swojego miejsca w tym układzie. Na pewno nie zamierzam rezygnować. Muszę tylko na nowo wymyślić, o czym ma być ten blog.

Inne spojrzenie

Komentarz Mania do poprzedniego wpisu uświadomił mi, że popełniam jakiś błąd na moim blogu. Poczytałem sobie coś w tzw. międzyczasie i doszedłem do wniosku, że zbyt osobiście pokazuję moje miasto. Pokazuję je tak, jak ja chciałbym je widzieć. Piękne, szanujące tradycję, dbające o zabytkowe budynki. Mam taka iluzję, że nastąpił już czas, gdy zaszłości polsko-niemieckie przeszły do historii. Że dziś jesteśmy już w stanie przyznać, że żyjemy „w domu powieszonego”. Że możemy pogodzić się z tym, że to miasto zostało zbudowane przez Niemców, przez Wschodnioprusaków, że do 1945 r. nie było nigdy polskie. Że żyjemy w mieście, z którego jego mieszkańcy zostali wypędzeni. Nie przez Polaków, to sami Niemcy wypędzili z tego miasta jego mieszkańców.
Żeby normalnie żyć, bez wyrzutów sumienia, winniśmy im pamięć. Tylko tyle. Pamięć.
Ta pamięć może się przejawiać w dbałości o zabytki, nawet o te stare domy, które nie mają wielkiej wartości artystycznej (nie oszukujmy się, takich jest w Ełku tylko kilka). Inaczej – w dbałiości o starą substancję.

Zdaję sobie jednak sprawę z tego że miasto rozwija się, niszczy stare, buduje nowe. Taka jest kolej rzeczy. Przykład? W miejsce przedwojennych Stamm’s Terrassen powstał hotel Horeka i liczne knajpki nad jeziorem. Sam chętnie korzystam z ich usług.

Doszedłem więc do wniosku, że nie powinienem krytykować, lecz obserwować. Przyjąć bliskią mi perspektywę antropologiczną. Będę oczywiście nadal dokumentował fotograficznie to, co zostało jeszcze w Ełku z przeszłości. Będę pokazywał stare widoki. Ale spojrzę też na Ełk i jego mieszkańców dziś. Spróbuję dowiedzieć się, czego chcą, jak myslą o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości – na podstawie wyglądu miasta i na podstawie przemian tego wyglądu.

Tym razem obrazka nie będzie.

10 tysięcy w sześć miesięcy

WordPress raportuje mi, że dziś po raz 10-tysięczny zajrzeliście na ten blog, od czasu przeniesienia go na WordPress.com. Stało się to niemal dokładnie po pół roku od tego momentu. Pierwszy wpis pod obecnym adresem ukazał się 25 stycznia 2009 r. To znaczy, że mam przynajmniej kilkudziesięciu wiernych Czytelników, a wiele osób zagląda tu sporadycznie. Dziękuję Wam. To znaczy, że warto opowiadać o Ełku poprzez fotografie i stare, i własne, i Błażeja, któremu dziękuję szczególnie.

I żeby nie pozostawiać Was bez obrazka, pokażę tzw. suchą pieczęć Ełku sprzed 1945 r. (dokładnie nie wiem, kiedy była używana :).

lyck5

Raport o prostytucji 130 lat temu

„Zawodowo jest uprawiana tylko w większych miastach. Zarejestrowanych i pod kontrolą policji było w Tylży 46, w Wystruci i Ełku 22, w Stołupianach i Gąbinie 16, a w całym okręgu 160 kobiet. Tyleż samo pewnie uprawia prostytucję zarobkowo, nie meldując na policji. W większosci innych miast sprzedajne dziewki również mniej lub bardziej zuchwale sobie poczynają. Ale z reguły surowa kontrola policyjna, wielokrotne karanie i odsyłanie do zakładu poprawczego szybko kładą tej wszeteczności kres. Na wsiach wobec aż nadto ułatwionego obcowania płciowego oficjalna prostytucja prawie nie występuje i stąd prawie wcale się tam o niej nie słyszy”.

Cytat za książką Andreasa Kosserta „Prusy Wschodnie. Historia i mit”

Raport dotyczył lat 1878/79. W tym czasie Ełk liczył sobie ok. 7 tys. mieszkańców. Piszę około, ponieważ znana jest liczba z 1867 r. — 5318 (było to na rok przed doprowadzeniem do Ełku linii kolejowej), a później z roku 1885 — 8624. Liczby podaję również za książką Kosserta.

Rekordowy tydzień

Miniony tydzień zakończony w niedzielę 15 marca był znów rekordowy: 570 razy odwiedzaliście ten blog. Bardzo się z tego cieszę. Jeszcze bardziej byłbym zadowolony z Waszych komentarzy. Dajcie znać w paru słowach, czy Wam się podoba, czego brakuje, a czego jest w nadmiarze, o czym chcielibyście przeczytać, jakie obrazki zobaczyć.

A ja mogę tylko obiecać, że będę się starał nadal. Taka popularność blogu zobowiązuje.

Rekordowy tydzień

337 razy odwiedziliście ten blog w ciągu minionego tygodnia. To prawie dwukrotnie więcej od poprzedniego rekordu tygodniowego (ok. 180 wizyt).

Dzięki zainstalowaniu dodatkowych gadżetów widocznych po prawej stronie wiem, że stronę odwiedzają też internauci zagraniczni. Mam nadzieję, że przynajmniej obrazki wydają im się interesujące.

Erwin Kruk, Warmia i Mazury

Uprzedzam od razu – to nie będzie recenzja książki Erwina Kruka. Nie jestem historykiem, nie jestem etnografem. Jestem amatorem zainteresowanym historią przede wszystkim Ełku, potem Mazur, a potem Prus Wschodnich. Warmia i Mazury to właśnie ta część Prus Wschodnich, w której dominowała liczebnie ludność mówiąca dialektem języka polskiego, a po II wojnie światowej ten obszar znalazł się w granicach Polski.

„Warmia i Mazury” Kruka to podstawowe kompendium wiedzy o tym regionie, rzec można popularnonaukowe. Od tej książki trzeba zacząć, ponieważ prezentuje ona bardzo wyważoną wizję historii. Ja np. z pewnym zaskoczeniem dowiedziałem się, że los rdzennej ludności tych terenów, czyli Prusów i Jaćwingów, wcale nie był taki, jak to dotychczas wyobrażałem. Moje wyobrażenia kszatałtowała bowiem literatura raczej propagandowa niz historyczna. Trudno mi dziś określic jednoznacznie, cóż to były za teksty, niemniej jednak byłem przekonany, że Prusowie zostali przez Krzyżaków wyniszczeni. Propagandowa paralela z ludobójstwem hitlerowskim była łatwa do przyjęcia. Trafiała też na podatny grunt polskiej świadomości przeoranej traumatycznymi doświadczeniami okupacji.

Tymczasem, jak pisze Erwin Kruk, było zupełnie inaczej. Prusowie nie ulegli eksterminacji. Wymieszali się z polskimi osadnikami z Mazowsza, licznymi na tyle, że narzucili Prusom swój język. Na Mazurach osiedlało się też wielu wygnańców z różnych stron Europy. Niemal wszyscy ulegali polskiemu żywiołowi. Nie jest to jednak jakiś szczególny powód do dumy. Zwyczajnie – mniejszości asymilowały sie z większością. Bardzo szybko też mieszkańcy tych ziem utracili kontakt z Polską i polszczyzną. Momentem przełomowym była sekularyzacja Prus i przejście Albrechta Hohenzollerna po hołdzie pruskim na luteranizm. W raz z byłym ostatnim wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego na protestantyzm przeszli jego poddani. I to, jak się wydaje po lekturze książki Kruka, był moment przełomowy, w którym zaczął się kształtować lud mazurski – mówiący polskim dialektem luteranie.

Napisałem wyżej, że utracili kontakt z polszczyzną. Owszem mówili po polsku, ale ich język nie rozwijał się, a jeśli nawet, to w izolacji od tego, którego używano w Polsce. Już w innej książce znalazłem informację, że po 1945 r. językoznawcy na podstawie mowy Mazurów czynili ustalenia dotyczące staropolszczyzny.

Kompendium wiedzy o Warmii i Mazurach warto mieć w swojej biblioteczce także ze względu na ilustracje. Ktokolwiek miał do czynienia z książkami z serii „A to Polska właśnie”, wie doskonale, że są to wydawnictwa bardzo bogato ilustrowane. Wielu zdjęć opublikowanych w książce Kruka próżno szukać gdzie indziej. Aż szkoda, że format wymusił na wydawcy drukowanie zdjęć w postaci miniaturek.

Nie ma co jednak narzekać. Pod każdym względem – pisarskim, faktograficznym, edytorskim – jest pozycja warta uważnej lektury.