Erwin Kruk, Warmia i Mazury

Uprzedzam od razu – to nie będzie recenzja książki Erwina Kruka. Nie jestem historykiem, nie jestem etnografem. Jestem amatorem zainteresowanym historią przede wszystkim Ełku, potem Mazur, a potem Prus Wschodnich. Warmia i Mazury to właśnie ta część Prus Wschodnich, w której dominowała liczebnie ludność mówiąca dialektem języka polskiego, a po II wojnie światowej ten obszar znalazł się w granicach Polski.

„Warmia i Mazury” Kruka to podstawowe kompendium wiedzy o tym regionie, rzec można popularnonaukowe. Od tej książki trzeba zacząć, ponieważ prezentuje ona bardzo wyważoną wizję historii. Ja np. z pewnym zaskoczeniem dowiedziałem się, że los rdzennej ludności tych terenów, czyli Prusów i Jaćwingów, wcale nie był taki, jak to dotychczas wyobrażałem. Moje wyobrażenia kszatałtowała bowiem literatura raczej propagandowa niz historyczna. Trudno mi dziś określic jednoznacznie, cóż to były za teksty, niemniej jednak byłem przekonany, że Prusowie zostali przez Krzyżaków wyniszczeni. Propagandowa paralela z ludobójstwem hitlerowskim była łatwa do przyjęcia. Trafiała też na podatny grunt polskiej świadomości przeoranej traumatycznymi doświadczeniami okupacji.

Tymczasem, jak pisze Erwin Kruk, było zupełnie inaczej. Prusowie nie ulegli eksterminacji. Wymieszali się z polskimi osadnikami z Mazowsza, licznymi na tyle, że narzucili Prusom swój język. Na Mazurach osiedlało się też wielu wygnańców z różnych stron Europy. Niemal wszyscy ulegali polskiemu żywiołowi. Nie jest to jednak jakiś szczególny powód do dumy. Zwyczajnie – mniejszości asymilowały sie z większością. Bardzo szybko też mieszkańcy tych ziem utracili kontakt z Polską i polszczyzną. Momentem przełomowym była sekularyzacja Prus i przejście Albrechta Hohenzollerna po hołdzie pruskim na luteranizm. W raz z byłym ostatnim wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego na protestantyzm przeszli jego poddani. I to, jak się wydaje po lekturze książki Kruka, był moment przełomowy, w którym zaczął się kształtować lud mazurski – mówiący polskim dialektem luteranie.

Napisałem wyżej, że utracili kontakt z polszczyzną. Owszem mówili po polsku, ale ich język nie rozwijał się, a jeśli nawet, to w izolacji od tego, którego używano w Polsce. Już w innej książce znalazłem informację, że po 1945 r. językoznawcy na podstawie mowy Mazurów czynili ustalenia dotyczące staropolszczyzny.

Kompendium wiedzy o Warmii i Mazurach warto mieć w swojej biblioteczce także ze względu na ilustracje. Ktokolwiek miał do czynienia z książkami z serii „A to Polska właśnie”, wie doskonale, że są to wydawnictwa bardzo bogato ilustrowane. Wielu zdjęć opublikowanych w książce Kruka próżno szukać gdzie indziej. Aż szkoda, że format wymusił na wydawcy drukowanie zdjęć w postaci miniaturek.

Nie ma co jednak narzekać. Pod każdym względem – pisarskim, faktograficznym, edytorskim – jest pozycja warta uważnej lektury.